Wydawnictwo Dolnośląskie, Klasyka kryminału. Półka z tanimi książkami w supermarkecie.
W sumie to się nie znam na kryminałach. Nawet nie bardzo lubię kryminały. Czytałem wiele lat temu Aghatę Christie, oglądałem Hitchcocka, biało-czarną klasykę kina noir, serial o poruczniku Colombo i coś tam jeszcze było po drodze, ale już nie pamiętam. W czasach podstawówki przerobiłem wszystkie tomy Przygód trzech detektywów i Nowych przygód trzech detektywów jakie znalazłem w miejskiej bibliotece. Od dłuższego czasu zaś klimat noir kojarzy mi się przede wszystkim z doom jazzem, wykonawcami takimi jak Bohren & der Club of Gore, Heroin And Your Veins czy Somewhere off Jazz Street. Inni wykonawcy tego gatunku nie wzbudzają aż takich skojarzeń z zadymionymi podłymi knajpami pełnymi antybohaterów w wytartych prochowcach.
Fabułą wydaje się prosta. Ot, zahukana młoda kobieta z prowincji szuka zaginionego brata, który w wielkim mieście związał się z bliżej nieokreśloną bohemą artystyczną. A że główny bohater - prywatny detektyw Philip Marlowe - lubi zahukane młode kobiety to decyduje się jej pomóc, i to za marne 20 dolarów, które ona jest w stanie mu zaoferować. Sytuacja, rzecz jasna, bardzo szybko się komplikuje i wykracza poza zwykłe odszukanie zaginionego.
Akcja toczy się wartko, wątki się mnożą, główny bohater rozwiązuje intrygę w sumie przez przypadek, stawia wszystko na jedno kartę nieraz opierając się na dosyć wątłych podstawach. Trup ściele się gęsto, świat przedstawiony jest pełen cynicznych skurczybyków, z głównym bohaterem na czele. Mało co jest tym, czym wydaje się być. W natłoku postaci i zdarzeń mniej uważny czytelnik może się pogubić. Pogubić się też może w relacjach między postaciami, które komplikują się znacznie wraz z kolejnymi odkrywanymi przez autora elementami układanki.
Pierwszoosobowy narrator zintegrowany z głównym bohaterem rzuca często trafne uwagi dotyczące świata - jakbyśmy to dziś nazwali - celebrytów, wśród których obraca się rozwiązując sprawę; prócz tego też trafiają mu się bardziej ogólne myśli, trochę konserwatywne i oddające zmęczenie życiem, ale pasujące do ironicznego twardziela jakim jest Marlowe.
Rzecz się trochę zestarzała, trzeba przyznać, zwłaszcza pod względem kreacji samego świata przedstawionego jako takiego, ale mimo wszystko czytało się to nieźle. W końcu to Chandler, nie na darmo jest uznawany za klasyka gatunku i autora niezwykle zasłużonego dla popkultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.