sobota, 30 sierpnia 2014

Bret Easton Ellis "American Psycho"

Mój pierwszy Ellis. Mimo tego, właśnie dzięki tej książce, autor wylądował w czołówce moich ulubionych autorów.
American Psycho jest książką wyjątkową. Przede wszystkim - nie ma tam w sumie fabuły. Akcja się toczy mozolnie, bez początku i bez końca, tak jak bez początku i bez końca toczy się pozbawiony znaczenia i sensu żywot bohaterów, w tym tytułowego amerykańskiego świra. Po drugie, pierwszoosobowemu narratorowi nie można nijak ufać - czytelnik nie może być pewien, czy jego szaleńcze czyny (gore pełną gębą, idą w ruch wiertarki, akumulatory, itd.) rozgrywały się naprawdę, czy to tylko projekcje jego wyjątkowo zwichrowanej i wynaturzonej wyobraźni.
Dwudziestosiedmiolatek Patrick Bateman ma forsy jak lodu. Zajmuje wysokie stanowisko w firmie w sektorze finansowym. Swój majątek zawdzięcza częściowo własnej pozycji i stanowisku, częściowo pozycji i majątkowi rodziców. Życie jego i jego przyjaciół z pracy jest absolutnie puste i pozbawione sensu. O ile sam główny bohater posiada elementarną wiedzę o otaczającym go świecie, przeważająca część jego znajomych i przyjaciół to jednostki o wypranych przez pieniądze mózgach. Puste laski i nie wyściubiający nosa poza spinki do mankietów, maszyny treningowe i nowe markowe garnitury mężczyźni. Alkohol leje się strumieniami, seks czasem przynosi rozczarowanie, jest afirmacją ucieczki, nie przywiązania, narkotyki można dostać w każdym ekskluzywnym klubie. Za obiady Patrick i jego znajomi płacą złotymi kartami kredytowymi. Pieniądze spływają z nich tysiącami, a oni nie zwracają na to w sumie uwagi.
Dysonans poznawczy między tym co Patrick mówi o sobie i co opisuje a tym, co o nim mówią inni bohaterowie manifestuje się na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim z rozmów jego z jego przyjaciółmi wyłania się obraz dosyć mizoginistycznego (notoryczne nazywanie kobiet mianem laskojadów, postrzeganie ich praktycznie tylko w kategorii przedmiotu seksualnego), "nieuświadomionego" nihilisty pogardzającego wszystkim, co nie spełnia jego wymogów co do ilości pieniędzy wydanych na ubiór i sylwetkę. Z drugiej strony potrafi zaskoczyć ich całkiem lewicowo-liberalnymi przemyśleniami o świecie (chodź to niezła szydera, w skonfrontowaniu z tym, co pisze o swoim... hobby; nie jest rasistą, za to pozwala sobie na drobne przytyki homofobiczne). Jedna z bohaterek pobocznych w pewnym momencie oświadcza mu, że go kocha i że on jest dobrym człowiekiem. Czytelnik nie miał zbytnio możliwości przekonania się o tym. Innym razem czytelnik dowiaduje się, że Patrick jest zahukanym, cichym i niewyróżniającym się nikim, który nigdy nawet nie byłby w stanie zadzwonić po jedną prostytutkę, a co dopiero zabić kilka prostytutek m.in. przy użyciu wiertarki i zjeść wybrane części ciała którejś tam z kolei, co czytelnik poznał wcześniej w sypialni głównego bohatera.
W momencie największego odrealnienia tego, co główny bohater twierdzi, że mu się przytrafiło, na chwilę zmienia się narracja z pierwszoosobowej na trzecioosobową. Podkreśla to fakt, że główny bohater nie jest sobą. Sytuacja jest na tyle absurdalna - killing spree na ulicach, strzelanina z policją, wybuchający radiowóz - że czytelnik nie jest w stanie w nią uwierzyć, tym bardziej, że scena urywa się (Bateman ucieka) a w dalszej części książki nie ma żadnych przykrych dla niego następstw. Swoją drogą, sam kiedyś wykorzystałem podobny motyw ze zmianą narracji by podkreślić obłęd bohatera. Opowiadanie, w którym to wykorzystałem jeszcze się nigdzie nie ukazało, kurde, nie zerżnąłem tego od Ellisa. A, mniejsza. Wielkie umysły myślą podobnie.
Jak już wspomniałem mimochodem, naszemu yuppie czas zlatuje na imprezach, bankietach, w siłowni i w wypożyczalni wideo (rzecz się dzieje bowiem w latach '80, dziś zamiast tego byłby zapewne sklep z blue-rayami i/lub autoryzowany sprzedawca Apple'a). Rozmawia głównie o kobietach, seksie i modzie męskiej, ba, jest w tym ostatnim autorytetem. W wyrafinowany i sadystyczny sposób morduje kobiety we własnym mieszkaniu. Czasem zdarza mu się napaść na przypadkowego bezdomnego na ulicy, zabić dziecko w ZOO czy taksówkarza. Twierdzi, że zabił również jednego ze swoich znajomych, co opisał szczegółowo, jednak okazuje się, że tenże znajomy rzucił wszystko i wyjechał ze Stanów. Jest to jedyny przypadek w książce, gdzie wprost i otwarcie zostaje zanegowane to, co narrator opowiada. Z drugiej strony, osoba z którą rozmawia o tym Patrick, myli go z kimś innym. Kto wie, czy nie mamy wtedy do czynienia z sytuacją, gdy rozmawiają o kimś zupełnie innym i z kimś zupełnie innym, niż są naprawdę. W tym środowisku zamiera sam sens rozmowy. Gdy Patrick czasem znienacka zaczyna opowiadać w towarzystwie krwawe historie co by zrobił komu, nikt nie zwraca na to uwagi.
Sposób opisywania świata przez głównego bohatera zdradza zachwianą równowagę psychiczną i niezbyt trafnie ustalone priorytety. Z absolutną pedanterią opisując jakiegokolwiek człowieka opisuje dokładnie każdy element jego ubioru, markę, krój, kolor, kształt, przedstawia swoja opinię, jak ten ktoś w tym czymś wygląda. Na dłuższą metę jest to denerwujące, szczególnie, jeśli nazwy zapewne w większości horrendalnie drogich marek nic czytelnikowi nie mówią, z drugiej strony to wielce wymowne (jak drugiego człowieka postrzega główny bohater) i buduje wyjątkowy klimat książki.
Naturalistyczne opisy wyrafinowanych i okrutnych zbrodni (nawet i fani horroru ekstremalnego powinni poczuć się usatysfakcjonowani) poprzetykane są monologami (ciągnącymi się wiele, wiele stron) o dyskografiach rozmaitych wykonawców pop i rockowych popularnych w latach '80.
Zblazowany świat managerów i tych, co obsługują rachunki bardzo ważnych i bogatych ludzi jest na tyle pusty i jałowy, że nie raz różni bohaterowie zwracają się do siebie nie swoimi personaliami. Zazwyczaj przytrafia się to głównemu bohaterowi, co stanowiłoby potwierdzenie tezy, że tak naprawdę jest nierozpoznawalny. Nazwani nieswoimi personaliami bohaterowie zdają się to jednak rzadko zauważać i nie poprawiają swoich rozmówców. To też bardzo wymowne. Każde z nich taką samą wydmuszką, że jest idealnie zastępowalne przez inne spośród siebie. Każde z nich jest tylko sumą nowych kolekcji garniturów/sukien i ekskluzywnych gadżetów.
Gdy Patrickowi kończą się leki, opisuje goniące go ławki w parku, co też nie wzbudza zaufania do jego relacji. W jednym wydawał się być szczery - w tym, że chciał popełnić zbrodnię, by ponieść karę, by uzyskać odkupienie. Jak na złość, Ellis być może (bo interpretacje mogą być rozmaite) nie dał mu ani jednego, ani drugiego, tylko obłędne marzenia i tęsknotę za akceptacją i odnalezieniem samego siebie.
Koniec i początek są prawie takie same. Wyrwany z życia ciąg dni, zupełnie identycznych jak każde inne dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.