Zbiór opowiadań autora zaangażowanego w weird fiction, tłumacza Ligottiego (BTW dzisiaj przed godziną - gdy piszę te słowa, jest 19:24 - ogłoszono w końcu premierę Teatro Grottesco), publikującego m.in. w Trans/wizjach.
Jak autor przyznał w wywiadzie (generalnie polecam wywiady z Gunią, jest niezwykle inteligentnym i oczytanym gościem), siedział nad Powrotem kilka lat. Jedno z opowiadań - Wojna - ukazało się wcześniej w wydanej również przez Aghartę antologii Po drugiej stronie - weird fiction po polsku. Prawie równo rok temu pisałem o tej książce na niniejszym blogu, po upływie czasu muszę przyznać, że nieco zmieniło mi się spojrzenie na weird fiction jako takie. Nie zmienia to faktu, że i Powrót musiałem sobie dawkować.
Różnica między mną i autorami po linii Ligottiego (niedokładne określenie obejmujące także autorów żyjących wcześniej) jest taka, że ja widzę Coś tam, gdzie oni widzą Nic. Nie deprecjonuję przy tym jakichkolwiek ludzkich zdolności poznawczych, zdając sobie sprawę przy tym z zarówno subiektywności ludzkiego postrzegania, z tego, że sama koncepcja ja jest błędna, jak i z tego, że rozum nigdy nie przeniknie Nieznanego, bo jest na to zbyt miałki a otaczająca nas rzeczywistość - zakładając, że jej elementy są obiektywne - zbyt skomplikowana. Subiektywizm i dekonstrukcja, relatywizm odnośnie uznanych norm i znaczeń powszechnie obowiązujących pojęć, często obecne w weird, także i u Guni, przywodzą mi na myśl moich ulubionych filozofów - Maxa Stirnera, Fryderyka Nietzschego - mojego ulubionego z mistrzów podejrzeń, Ernsta Jüngera, Jeana Baudrillarda. Nie oznacza to, że weird jest postmodernistyczne, lecz że pewne wątki twórczo przejawiają się na łamach nie raz bardzo odległych od siebie autorów.
W blurbie od Dawida Kaina widnieje porównanie twórczości Guni do Schulza, Kafki i Ligottiego. Abstrahując od tego, że blurby zazwyczaj nie mówią niczego istotnego, jest to bardzo trafne porównanie. Z czego najwięcej zapewne jest Ligottiego, bo Ligottiego znam najmniej, przez co ten punkt odniesienia, którego nie znam, zaświecił mi najmocniej.
Pierwsze co rzuca się w oczy, to styl autora. Używa niezwykle plastycznego języka, potrafi odmalować słowem tysiące odcieni szarości pochłaniającej jego światy i przechodzącej w czerń. Nie śpieszy się z fabułą, snuje nieraz bardzo długie monologi wewnętrzne swoich bohaterów, lub z namaszczeniem i zadziwieniem odpisuje zwyczajnie niezwyczajne krajobrazy, niby takie, jakie rozpościerają się za oknem, a jednak dotknięte czymś obcym, zwyrodniałym, niepojętym. Dawno nie czytałem niczego takiego, niczego napisanego w taki sposób, że każde zdanie można smakować.
Wątki poruszane przez autora są rozmaite. Jest idealny (i totalitarny zarazem) system polityczny, w którym panuje dyktatura ślepej litery prawa, ustrój raz uruchomiony i działający od tamtej pory w bardzo okrutny sposób (Bardzo długo była tylko ciemność), jest trochę o pierwotnych instynktach drzemiących pod kruchymi i spłowiałymi maskami społecznych i kulturowych uwarunkowań (Słowa brzmiały jak ich własne) jest bardzo przewrotna i przepełniona czarnym humorem opowieść o paranoiku pragnącym przystąpić do ogólnoświatowego, antyludzkiego spisku (Spisek), jest fascynacja manekinami jako swoistymi symulakrami człowieka, wystarczającymi do istnienia w społeczeństwa zamiast ludzi jako takich (Ostrza), jest przewrotna fascynacja krajobrazem (post)industrialnym (Kombinat), jest długa opowieść o naprawieniu czegoś, czego główny bohater niegdyś nie dopilnował, bo stchórzył (tytułowe), jest i przejmująca historia o ludzkich tragediach i wypieraniu tragedii (Syn), jest drobny pstryczek w nos różnym grupkom literackim i zarazem opowieść o fascynacji przenoszącej się wraz z osobowością autora (Zachwyt), wreszcie są i utwory będące takim weird w weird, czyli nie podejmujące konkretnych tematów, poza przejmującym i przenikającym świat przedstawiony Nieznanym (Dom, Ojciec). Łącznie opowiadań, z których najkrótsze mają po ~3-5 strony, jest w zbiorze trzynaście.
Jak wspomniałem wcześniej, czytając tę książkę, musiałem robić przerwy. Nie jestem pesymistą, raczej wykształciłem w sobie rodzaj wewnętrznej równowagi, pogody ducha, uznanie iż w całej swojej złożoności, przypadkowości, może i absurdalności świat może być pięknym miejscem. Zaś Nieznane może się ujawnić nagle i w skąpanym w blasku słońca osiedlu nowych, kolorowych domów wielorodzinnych. Wolę postawę znacznie bardziej heroiczną niż poddanie się negacji, wolę bohaterów rozbijających się o obłęd i szaleństwo wynikające z załamania się ich światopoglądu w pełnym pędzie życia, niż stopniowo poddających się coraz większej depresji i poczuciu beznadziejności; wynika to z różnicy między Czymś i Niczym, wyłożonej przeze mnie wcześniej. Stąd też ogólny pesymistyczny wydźwięk twórczości Wojciecha Guni czasem mnie męczył. Nie raz było go jak na mój gust za dużo. Mam wrażenie, że autor chwilami upajał się zabierającym wszelką nadzieję wydźwiękiem jego słów. Gdyby część opisów zastąpił bardziej neutralnymi sformułowaniami, niż bardziej i bardziej rozpaczliwymi, jego opowiadania nie straciłyby niczego ze swojej wyrazistości i wydżwięku. Ale to tylko moje zdanie. Fani konwencji powinni być w siódmym nieistniejącym niebie.
Autor zna też zapewne mało znany a bardzo dobry film Society. Jeśli w jednym z opowiadań maleńka wzmianka przywodząca na myśl jego fabułę znalazła się przypadkiem, bo po prostu wymyślił coś zbliżonego, nie zmieni to faktu, że przy tej maleńkiej wzmiance znający ten film uśmiechną się.
Tak czy owak, jest to jedna z najlepszych książek jakie czytałem w tym roku. Fani gmerania w duszach i przemyśleniach bohaterów, ci, których nie odstraszy ogrom opisów i nieraz brak akcji, fani weird i orbitujący gdzieś nieopodal weird (jak ja) powinni być bardzo ukontentowani. W kolejnej około horrorowej niszy w Polsce coś zaczęło drgać.
Jak czytam, to książka dla mnie. Czyli słusznie zadecydowałam o jej zakupie :)
OdpowiedzUsuń