niedziela, 30 czerwca 2013

Choroba Ogień 2013

Jako iż dawno nie byłem na żadnym koncercie, to poszedłem na jeden. Minęło już od tego wydarzenia około miesiąc czasu, części szczegółów już nie pamiętam, więc piszę to raczej z kronikarskiego obowiązku, niż jako pełnoprawną relację.
O tyle było to wydarzenie ważne dla mnie, bo w kilka dni po nim, stojąc w kolejce do laryngologa, zdałem sobie sprawę z upływającego czasu. Jako iż w gruncie rzeczy jestem melancholikiem, to często mam takie wrażenie, ale w tym przypadku było wyjątkowo silne. Całe szczęście, nie ogłuchłem, uszkodzenie słuchu okazało się odwracalne, co więcej, raczej słyszałem za dużo. I czasem błędnik skarżył mi się na swoje ciężkie życie. No i musiałem do ceny biletu doliczyć betaserc. Ale już wszystko w sumie wróciło do normy. Na przyszłość mam nauczkę, że stanie przy scenie koło głośnika to nie jest dobre miejsce do stania.
Na wstępie zasmucił mnie fakt, że Rotunda od strony ogródka nie ma szatni, a potem zasmucił mnie fakt, że jeden z wykonawców, Jesus Is The Noise Commander, odwołał swój występ.
Dwa pierwsze supporty nie zapisały się w mojej pamięci na dłużej, Exmortum zagrał przyzwoicie, Embrional również. Medico Peste zasiało spustoszenie jak na Doktora Zarazy przystało, na uwagę zasługiwał charakterystyczny image wokalisty. Potem chwilka oddechu - industrialne Dead Factory i materiał filmowy, prosto z czarnej, śląskiej ziemi. Na końcu Massemord - zagrali same szlagiery i kilka kawałków z najnowszej płyty, na koniec "Eerie we have to be"; nie na darmo byli headlinerem.
Szkoda ucha, ale warto było.

1 komentarz:

  1. Betaserc, serio? :o

    Chyba trzeba zacząć popierać metal (ale nadal nie słuchać świństwa)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.