Wczoraj napisałem tutaj kilka postów o książkach, ale spotkałem się z nieprzychylnymi reakcjami, np. taką:
Swoja droga ten blog kierznie niesamowicie. Kiedyś był jak powiew zgnilizny. Dostarczał nowych ciekawostek ze swiata ogolnopojetej popkultury i błyskotliwych nierzadko inteligentnych rozkmin autora. Wszystko w wydaniu nihilistyczno psotliwym. Dziś zaczyna on zmierzać w kierunku "o patrzcie jak dużo i szybko czytam czytam hehehe XD" notki po 2 zdania, do tego dosyć kontrowersyjne (przemyślenia i emocje powstające " tuż po" przeczytaniu książki ustępują chlodnym recenzjom porownywalnym do relacji z turnieju szachowego) a pierwotny duch gdzies się zatracil umarl i zgnil zapomniany przez Stworce. XD
Zastanowiłem się nad tym, i doszedłem do wniosku, że autor tej opinii ma sporo racji. Żaden z wczorajszych postów mimo wszystko nie zasługiwał na osobną notką, skoro składało się na niego po 4-6 zdań.
Wszystkie z książek, które wczoraj doczekały się mini-notek o sobie, czytałem już dawno. Ale siedziałem akurat w domu, otoczony półkami uginającymi się właśnie od książek. Więc zdejmowałem je, przeglądałem, przypominałem sobie je, przypominam sobie ich fabułę, przypominałem sobie siebie czytającego je (to jest najtrudniejsze) i przedstawiłem je tutaj. Od początku istnienia tego bloga kierowałem się raczej zasadą, że będę wrzucał opinie o/opisy książek, z którymi jestem w miarę na bieżąco. Jednak jeśli pamiętałem je na tyle, by móc coś o nich napisać, to napisałem. Bo czemu w sumie nie. Pamiętałem jednak dużo za mało, by zaśmiecać bloga spamem.
Więc dziś wszystkie książki z wczoraj upchnąłem do jednego posta, o, właśnie tego posta.
1) Jeffery Deaver "Mag"
Nie pamiętam, w którym roku to czytałem. Autor kojarzy mi się jakoś tak z Jeffrey'em Dahmerem, szalonym seryjnym mordercą, nekrofilem-homoseksualistą i kanibalem, także ekshibicjonistą i pedofilem. Zupełnie nie wiem czemu, ot, ma podobne nieco nazwisko. Ale to taka tylko dygresja na marginesie marginesu.
"Mag" to książka z cyklu do którego należy też zekranizowany "Kolekcjoner Kości". Mamy więc przygody młodej pani policjantki i jej starszego, przykutego do łóżka, mentora. Przyjdzie im się zmierzyć z mordercą-iluzjonistą, wykorzystującym magiczne sztuczki do bycia nieuchwytnym (do czasu). Sami będą musieli zgłębić tajniki iluzji, żeby mu dorównać i przewidzieć kolejne kroki.
Niezły thriller.
2) Michael Dobbs "Szpieg w Jałcie"
Z jednej strony fabularyzowana opowieść o konferencji w Jałcie, z
drugiej opowieść o Polaku, który cudem przeżywszy piekło wojny
postanawia zemścić się na Churchillu - za Jałtę właśnie. Smutna,
przejmująca książka pokazująca bardzo dobitnie zarówno tragizm polskiej
historii (czy też raczej położenia geopolitycznego) jak i kulisy
wielkiej polityki, co przeraża tym bardziej, że ci ludzie tam w Jałcie
rzeczywiście siedzieli, a autor trzymał fantazję na wodzy. Autor starał
się zrozumieć zawiłości polskiego ducha i beznadziejność wyborów
podejmowanych w sytuacji dokonanej, na dodatek w momencie bycia
wrzuconym przez jakiegoś złośliwego Zeitgeista pomiędzy młot i kowadło.
Główny bohater, Polak, oprócz powyższego jest przedstawiony trochę jak
typowy bohater opowieści szpiegowsko-sensacyjnej, wiecie, brawurowe
ucieczki, cudem wyjście z opresji, itd.
Niegłupia, dobrze napisana książka.
3) John le Carre "Przyjaźń absolutna"
Bardzo gniewna powieść szpiegowska o tym, jak to amerykański Wielki Brat
zapuszcza swoje macki w Niemczech, gdzie dwóch starych przyjaciół chce
zrobić coś, w ich przekonaniu dobrego, dla społeczeństwa. Padają
ofiarami intrygi, misternie usnutej. Do tego realia współczesnych (no, z
początku lat 00') Niemiec, ciekawie przedstawione. Do tego jeszcze
spojrzenie na szalone lata '60 i 70', pełne radykałów i radykalizmów,
które/rzy potem się odnaleźli bardzo dobrze w świecie, który tak zajadle
zwalczali. Poczciwość.
4) Irek Grin "Szkarłatny habit"
Kontynuacja czegoś, czego nie czytałem.
Szalona historia,
postmodernistyczna żonglerka motywami i konwencjami. Spiski
ogólnoświatowe, dekadenckie elity, izraelski wywiad, do tego jeszcze
stare manuskrypty i nietuzinkowi bohaterowie. Trochę pulp, trochę
parodia powieści sensacyjnej. Seks i przemoc. Nic wielkiego, ale fajne.
5) Kate Mosse "Labirynt"
"Kod Leonarda da Vinci" worship. Katarzy, Święty Graal, wątki delikatnie
feminizujące. Prawie 500 stron poprawnie napisanego, ale jednak
czytadła. Dla fanów gatunku. Cała reszta może spokojnie odpuścić. A
właściwie mogła, bo książka sprzed kilku lat.
6) John Twelve Hawks "Traveler"
Pierwsza część jakiejś tam trylogii, nie czytałem pozostałych tomów.
Dużo
dystopii, trochę New Age'u, przekaz jakby nieco anty-NWO, walka z
wszechwładną inwigilacją, grupki żyjące na pustyni poza zasięgiem kamer w
miastach, itd.
Do tego historia o podróżnikach z czegoś w rodzaju
innej rzeczywistości, którzy sobie skaczą, to tu, to tam, jedni są
dobrzy, drudzy nie.
Takie trochę czytadło, ale nieźle pomyślane. Mimo tego nigdy nie chciało mi się sięgnąć po pozostałe części.
No, teraz to wygląda znacznie lepiej.
Tej, ale ten cytowany xdciak to nie ja XD
OdpowiedzUsuńAcz też miałem wrażenie, że te reminescencje są trochę na siłę, bo...są mało reminescencyjne XD To było zdecydowanie zbyt mało na recenzje, dowód że nie chciało Ci się o tych książkach pisać albo zostawiały pulpę typu "o, coś tam było, ktoś tam gdzieś tam" i nie szło wiele wykrzesać XD a nihilizm przecie nadal jest, w każdym razie zdrowym, klepiącym się po brzuszku i dmuchającym dymem z cygara mieszczaństwem bym tego nie nazwau XD
Swoją drogą Kate Mosse - ciekawe czy Kate Moss też coś napisała XD XD XD
OdpowiedzUsuńnajpierw myślałem, że to Moss właśnie, potem przeczytałem imię i nazwisko autorki dokładnie :P
OdpowiedzUsuń