Tuż po Awanturniczym sercu (II).
Ostateczne odejście od wysławianego jeszcze w Robotniku świata technicystycznego kolektywizmu następuje u Jüngera w jednej z jego najsłynniejszych i najważniejszych książek – Na marmurowych skałach. Ukazanie się tej książki było sensacją i odbiło się szerokim echem wśród pisarzy emigracyjnych. Uznano ją za dzieło opozycyjne. A przypomnijmy, że w międzyczasie Republika Weimarska przepoczwarzyła się w III Rzeszę.
Jakiś czas temu (uh, rok temu) już o Marmurowych wspominałem - tutaj - ale zapomnijmy o tej notce.
Świat przedstawiony to na poły oniryczne, na poły magiczno-realistyczne, ujmujące baśniowością „Nigdziebądź”. Świat przypomina Europę basenu śródziemnomorskiego, Jünger śmiało miesza własne pojęcia i nazwy z nabierającymi rangi symboli odniesieniami do geografii świata rzeczywistego. W księstwie Wielkiej Mariny życie toczy się wolno, wśród małych, sennych miasteczek i rozległych pól. Panujący tam ład społeczny kojarzy się ze średniowieczem, autor jednak wymienia mimochodem postaci znacznie późniejsze, jak Linneusza, XVIII-wiecznego botanika. Mieszkańcy księstwa harmonijnie bytują w ramach naturalnej zbiorowości i w koegzystencji z przyrodą. Przyszłość kraju jest jednak zagrożona przez złowrogie siły, które zawisły nad nią zarówno ze wschodu, jak i zachodu. Z jednej strony wśród skrytych w wiecznym półmroku zwyrodniałych drzew bagien i puszcz nadciąga Nadleśniczy i jego hordy. Pochodzi z Mauretanii (zbieżność nazw z rzeczywiście istniejącą Mauretanią zapewne nie jest przypadkowa, lecz nie chodzi Jüngerowi o konkretną, osadzoną w czasie i przestrzeni Mauretanię). Mauretańczycy są też rodzajem zakonu. Ich wódz, Nadleśniczy jest mrocznym, czarnym romantykiem, wielbiącym dzikość natury i nienawidzącym ludzkiej cywilizacji. W pewnym sensie jest konserwatywny, ale to, co on i jego zwolennicy robią z przejmowanymi przez nich tradycjami, zakrawa na ich bluźnierczą parodię. Z mroku historii wybywają oni również zapomniane, prymitywne, chtoniczne kulty. Cieszą się postępującym rozpadem cywilizacji, zagładą tego, co stanowiło od wieków podwaliny szczęścia i harmonii w Wielkiej Marinie. Osłabione księstwo nie jest w stanie przeciwstawić się rozpadowi swoich struktur, postępującemu zwielokrotnieniu dzikości i pierwotnego barbarzyństwa. Najpierw Nadleśniczy zinfiltrował znajdującą się w granicach księstwa Campanię, gdzie do ludzi z lasów przyłączyli się znudzeni życiem synowie notabli i młodzi ludzie, którym wydawało się, iż nadchodzi godzina nowej wolności. Negowano odwieczny trud uprawiania ziemi i cały ład ukonstytuowany na nim, w świecie atawistycznych pasterzy widząc wzór do naśladowania. Dawne tradycje zostają splugawione, gdy ludzie Nadleśniczego zaczęli się do nich odwoływać i włączyli je do własnej propagandy. Nie oszczędzili nawet kultu zmarłych, przeznaczonych dla wybitnych bohaterów, a odprawianych zupełnym parweniuszom uzurpującym sobie przynależność do elity. Zagrożenie wynika też z przejmowania przez nich uświęconego języka i zamieszanie wśród znaczeń. To wszystko nadciągało i do Mariny, dawkowane rozmyślnie przez Nadleśniczego w starannie wydzielonych dawkach strachu. Nadleśniczy stopniowo infiltruje społeczeństwo księstwa osłabionego wojnami, skupiając wokół siebie nie tylko barbarzyńskich pasterzy wegetujących wśród leśnych ostępów, lecz też miejski lumpenproletariat, przestępców i włóczęgów którzy wymknęli się hyclom i katom spod ręki, anarchistów, Cyganów, Hunów, Tatarów, albigensów, członków kacerskich sekt, ludzi z marginesu (jak prostytutki), wreszcie rozproszone gromady wielkich band zbójeckich z Polski i znad Dolnego Renu. W lasy Nadleśniczego uciekali też zagrożeni karą śmierci przez spalenie na stosie wróżbici i czarnoksiężnicy a także pojedynczy, dobrze znani wrogowie ładu, jak piszczkarz z Hammeln wraz z uprowadzonymi dziećmi. Hordy Nadleśniczego nie wiedziały, co to honor i co wypada cywilizowanemu człowiekowi. W walce wykorzystywali nieczyste zagrania, pułapki i hodowane bestie, nie wahali się przed użyciem trucizny i skrytobójstwa, nie był im obcy pospolity rozbój.
Zagrożenie Mariny nadciągnęło jednak nie tylko z Mauretanii. W sporze o władze nad ginącym księstwem brał też udział technokrata i niebezpieczny utopista Braquemart, oderwany od tradycji i naturalnych cykli życia, związanych z naprzemiennością pór roku.
Głównymi bohaterami książki jest dwóch braci, wiodących w Pustelni Rucianej mało skomplikowane, proste życie. Zajmowali się oni badaniem owadów i roślin a także dyskusjami o historii. Mieli burzliwą przeszłość polityczną i wojskową. W odosobnieniu znaleźli harmonię i wewnętrzny spokój. Chcąc nie chcąc, w celu obrony Mariny przed Nadleśniczym musieli skorzystać z pomocy Braquemarta, wiedząc jednak doskonale, że jego rządy byłyby dla kraju równie katastrofalne, jak Nadleśniczego. Braquemart został przedstawiony jako Nietzscheanista oczekujący na nowe wartości, pragnący zniszczyć konserwatywną społeczność księstwa i zastąpić ją scentralizowanym, stechnicyzowanym systemem państwowego nadzoru, z władcami i niewolnikami zamiast znających od wieków swoje miejsce w naturalnym ładzie i akceptującym go mieszkańców. Bracia zdają sobie sprawę, że Braquemart to druga strona tej samej monety, co Nadleśniczy, a moneta ta to rozpad ich spokojnego świata i zagłada wszystkiego, co z tym światem się wiązało. Zresztą, zarówno bracia, jak i Braquemart w dawnych czasach związani byli z Mauretańczykami.
Nieunikniona staje się konfrontacja, zwłaszcza po tym, jak bracia znajdują ukrytą w leśnej głuszy katownię. Sprawy poszły za daleko, finalnie dochodzi do konfrontacji sił konserwatywnych z nihilistycznymi (przy bierności nieliczącego się w tym starciu świata mieszczańskiego, nie będącego w stanie przeciwstawić się Nadleśniczemu i stopniowo przez niego rozkładanego i wchłanianego), bracia zmuszeni są uciec z rodzinnych stron, dzięki życzliwej neutralności przywódcy najemników również niegdyś związanego z Nadleśnicznym Biedenhorna, stacjonującego w portowym mieście. Mimo tego, że tracą cały dobytek i dorobek życia, zachowują spokój i wewnętrzną równowagę, przekonani, że ostatecznie wszystko wróci do punktu wyjścia. Zabierają ze sobą wiedzę o prawidłach rządzących światem oraz pokorę wobec sił stojących za tymi prawidłami. Autor rozgraniczył bowiem widmo klęski od byciem w twierdzy zagrożonej lub zdobytej. Klęska przekracza historię, a właściciele twierdz się zmieniają, twierdza jako taka istnieje nadal. W finalnym starciu po ich stronie obrońców starego świata oprócz braci staje książę Sunmyry, wspomniany wcześniej Braquemart (obaj giną, a ich zwłoki zostają okaleczone), chrześcijański mnich ojciec Lampros i stary żołnierz Belovar, jowialny i temperamentny.
Odczytanie treści Na marmurowych skałach możliwe jest na kilku płaszczyznach. Sam Jünger nieprzychylnie odnosił się do najsilniej narzucającej się interpretacji, według której Nadleśniczy to Hitler. Uznał, że opisał pewne typy, nie historie konkretnych ludzi. Stwierdził, że takie historie powtarzają się w rozmaitych miejscach i czasach. Wzdrygał się przed takim alegorycznym odczytaniem swojej książki, bo redukowałoby ją to tylko do historii o konkretnym państwie i konkretnym ustroju, byłoby to dla niego niebezpieczne, jako dla autora żyjącego w Niemczech, wreszcie otwierałoby możliwości na inne interpretacje, wśród których znalazła się i diametralnie inna, funkcjonująca w kręgach nazistowskich – główni bohaterowie mieli według niej symbolizować Niemcy zagrożone przez złowrogie siły drzemiące na nieprzyjaznym zachodzie (nihilistycznym) i wschodzie (barbarzyńskim), obok wciąż jeszcze niepewnego Mussoliniego (przywódca najemników). Przywódca stada zdziczałych psów Nadleśniczego nosi imię Chiffon Rouge, czyli Czerwona Flaga. Jünger znów dał się poznać jako nominalista twardo stojący na gruncie niemieckiej tradycji romantycznej i transcendentalizmu Georga Hamanna. Idąc tokiem alegorii związanej z III Rzeszą, Jünger siebie i brata Friedricha portretowałby jako głównych bohaterów, w tym siebie jako pierwszoosobowego narratora. Nadleśniczy byłby bez wątpienia Hitlerem. Braquemart – moim zdaniem – ma pewne cechy rewolucyjnego konserwatysty takiego jak sam Jünger, ale Jünger piszacy Robotnika, nie Jünger piszący Na Marmurowych Skałach. Mogła to też być aluzja do lewicowej frakcji w ramach samej NSDAP (rzecz jasna, lewicowej jak na kontekst samej NSDAP). Za to nie ulega wątpliwości, że optyka Jüngera zmieniła się diametralnie. Stanął w obronie świata, którego zmierzch z takim zapałem jeszcze kilka lat wcześniej obwieszczał. Znawca twórczości Ernsta, Wojciech Kunicki przeprowadza w artykule zamieszczonym w tym samym numerze Literatury na świecie, co Na marmurowych bardzo szczegółową wiwisekcję książki Jüngera, analizując krok po kroku każdy aspekt użytej przez autora przebogatej symboliki (zgodnie z założeniem samego Jüngera, że wszystko co widzialne swoje korzenie ma większej całości, nie manifestującej się materialnie), nie ma jednak sensu jej tutaj dokładniej przytaczać.
Świat totalnej mobilizacji wkrótce po wydaniu książki wyciągnął rękę po człowieka, który go opisał. Ale to inna historia.
Ernst Jünger Na
Marmurowych Skałach, tłum. W.
Kunicki, [w:]
Literatura na świecie
nr 9 (182)/1986
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.