niedziela, 1 grudnia 2013

John Everson "Igły i grzechy"

No proszę. Jakiś czas temu czytałem wywiad z Eversonem (o, tutaj, na Horror Online), a z tydzień później znalazłem zbiór jego opowiadań w Taniej Książce za jakieś śmieszne pieniądze (~10zł, 9 lub 11 - nie pamiętam już). Kupiłem rzecz jasna.
Jest to mój pierwszy kontakt z autorem, więc percepcję mam zaburzoną, a punktu odniesienia nie znam, bo nie znam aż tak dobrze twórczości pisarzy piszących podobnie.
Autor nie stroni od stylistyki horroru ekstremalnego, żongluje elementami bizarro/weird (bo "dark fantasy" jak napisało wydawnictwo na tylnej okładce to raczej - przynajmniej jak dla mnie - nie jest; no ale to zależy od przyjętej definicji), pisze czasem groteskowe rzeczy mające po prostu kopnąć czytelnika w mózg, a czasem opowieści o wielu dnach, mające a to potencjał transgresywny, a to będące wyrazem gorzkiej refleksji o społeczeństwie i człowieku.
Zadziwiająco dużo opowiadań traktuje o piekle - indywidualnym piekle zawiedzionych nadziei, złamanych żywotów, bezsensownych śmierci - lub miejscu po śmierci, gdzie dusze przeżywają przez wieczność to, co schrzanili za życia. Zazwyczaj rzeczy niezwykle brutalne i obsceniczne. Eros i Tanatos ramię w ramię kroczą przez opisywane przez autora wydarzenia, decyzje bohaterów, rzeczywistości, z którymi się zmagają. Rzeczywistości przewrotne, perwersyjne, pełne rozpaczy; nie ma odkupienia majaczącego za rogiem, a jak jest, to bywa bardzo złudne. Nie tylko mamy quasi-religijne wizje czy przerysowaną codzienność, post-apokalipsa też się trafi.
Motyw igieł i grzechów przewija się przez kilka opowiadań, oprócz tytułowego. A to są karą za grzechy, a to cięcie/zszywanie/wbijanie jest karą ot, tak, zdawałoby się, jakiegoś złego demiurga na Bogu ducha winnej istocie, czasem słabej i bezbronnej.
Motywy religijne również się przewijają. A to mamy groteskową wizję romansu anielicy i demona (bardzo bizarrowaty tekst) a to prawdziwą bombę atomową i grzech śmiertelny w jednym - bluźnierczą "Maryję", w której Bóg molestuje i gwałci główną bohaterkę, Józef jest zupełnym przyczłapem, Elżbieta spędza płody, a na końcu historii... w sumie może tego akurat nie napiszę, bo stracę najczęściej komentującego czytelnika tegoż bloga. Zszedłby na zawał.
Zbiór opowiadań kończy wyłączona z niego, pod wspólnym tytułem, część składająca się z kilku opowiadaniach o cyrku. Cyrk jest motywem łączącym, tak samo bohaterowie - zmienia się co najwyżej punkt widzenia i moment w jego historii. Mamy tam i osobliwości iście bizarrowate znów (w tym takie wynalazki jak trzygłowego noworodka - hermafrodytę; jego matka w sumie nie za bardzo była człowiekiem), ale i tragiczne i bardzo gorzkie zakończenie - mówiące o tym, że oto nadszedł koniec czasów cyrku, cyrk rozbił się na rafach historii, wepchnięty tam przez głównie umasowioną popkulturę, telewizję i internet.
Tak czy owak, zbiór opowiadań bardzo przypadł mi do gustu, ale, jak już wspominałem, nie mam porównania ani z resztą twórczości autora, ani z podobną twórczością.

16 komentarzy:

  1. I tak dużo świństw opisałeś szczegółowo. U mnie faktycznie nie ma bawy - w świecie jest już zbyt dużo bluźnierstw, bym patrzył choć na jedno więcej. Zawału nie dostanę, może koronkę do Miłosierdzia Bożego zmówię (co też polecam), niemniej jeśli blog pójdzie po linii bluźnierczej - definitywnie spadam na wieki wieków, choćby miały tu być recenzowane zaginione pisma Majów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaginione pisma Majów to trzymasz przecież pod łóżkiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej. Odnośnie komentarza powyżej: ojej! Kurde, że do mnie nie przyłażą takie trole. Byłoby weselej. I mówisz, że to ten komentator? Podziwiam determinację.
    A ja tu przyszłam, bo własnie czytam Eversona. Kupiłam niedawno Igły i grzechy i Ofiarę, zaczęłam od zbiorku i powolutku czytam. Podoba mi się, póki co, niezmiernie. Kojarzy mi się z hm... ociupinkę może z Nolanem? Ale to daleko idące skojarzenie. W sumie nie znam nazwiska, z którym mogłabym tak całkiem porównać, poza tym jeszcze nie skończyłam czytać. Może się coś wyklaruje po drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, to nie troll, to mój dobry kumpel. :D Fakt, jest trzepnięty na punkcie religii, ale to poczciwy i sympatyczny gość. :D Wbrew pozorom czytuje szeroko pojętą fantastykę, a nawet sam próbuje pisać.
    Z Nolanem powiadasz. Jedynego pisarza Nolana jakiego kojarzę to tego, na bazie którego książki był stareńki film "Ucieczka Logana", zapewne chodziło Ci o jakiegoś innego. W sumie jeśli chodzi o horror, to o ile sam lubię gryzmolić czasem w horrorowej stylistyce, to prawie niczego z gatunku nie znam. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha... to zwracam honor :) To ten. Znam go słabo, ale styl podobny :) A gatunek pora poznać, bo jest co - i warto :)

      Usuń
    2. I usun proszę weryfikację obrazkową...:)

      Usuń
    3. Nie wątpię, że jest co. ;)
      Jakieś tam horrory jeszcze w czasach sprzed bloga czytałem rzecz jasna - co ciekawe, od największych i najbardziej chyba w Polsce popularnych - Kinga i Mastertona - się odbiłem. Tego pierwszego próbowałem przeczytać "Pod kopułą", czytałem "Desperację", "Lśnienie" (to było ok) i "Mroczną wieżę" tom 1 chyba (tak, wiem, to inna trochę bajka), może jeszcze coś, nie pamiętam. Tego drugiego - jakąś powieść o apokalipsie wampirów, czy jak by to nazwać. Nic z tego nie wywarło na mnie na tyle silnego wrażenia, by się mocniej w gatunek zagłębiać. Światek horroru literackiego się na nowo otworzył przede mną w sumie dopiero w ostatnich latach, jak natrafiłem na bizarro; inną kwestią są różne różniste filmy gore, shockery, itd. - od dawna jestem fanem. ;)
      Zaś z weryfikacją obrazkową bardzo się zżyłem, tyle pięknych chwil razem przeszliśmy, tyle mamy wspólnych wspomnień - ale ok, w sumie racja, przy moderowanych komentarzach nie jest potrzebna. ;)

      Usuń
    4. No wiesz! King to Mistrz. On jest jak ten Rzym, co do niego wszystkie drogi prowadzą ;) Jeśli mogę coś zaproponować, to - o ile gustujesz może w bardziej klimatycznym horrorze - przeczytaj "Pokochała Toma Gordona". Od tej książki zaczęła się moja kingo-mania. Klimat, atmosfera, jakkolwiek to nazwać... genialna. Choć ludzie słabo tę książkę oceniają, nudzą się. No, nie wiem. Mnie zachwyciła.
      Ja wolę literacki horror od tego filmowego, a już zwłaszcza ghost-stories wolę w bezpiecznych książkach ;) Gore - obejrzę, dla nietypowych hm, podniet wizualno-estetycznych, ale bez szału.
      Bardzo mi przykro, że zmusiłam Cię do rozstania z weryfikacją. Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz - ona nie była tego warta. ;)

      Usuń
    5. Mam na tyle szeroki gust, że może ten King mi podejdzie. Obczaję. ;)
      Odpiszę jeszcze później, na resztę poruszonych zagadnień. :)

      Usuń
    6. Co do Kinga jeszcze, to od "Pod kopułą" się odbiłem bardzo zamaszyście. Sama wizja świata, dopracowane przedstawione relacje społeczne i pomiędzy bohaterami, także (i zresztą zgodnie z moimi przekonaniami) pokazanie religijnej prawicy jako bandy świrów, zboczeńców i hipokrytów bardzo przypadły mi do gustu. Ale nie mogłem zdzierżyć przygnębiającego nastroju beznadziei, przygniatającej niemożności pokonania niesprzyjających okoliczności i wszechmocnej władzy. Znacznie bardziej wolę historie w których główny bohater/owie nawet jak dostają siarczyste wciry to potrafią zebrać się w sobie i chociaż spróbować podjąć zdecydowaną walkę z przygniatającym złem. A w "Pod kopułą" zło (przynajmniej to nie ponadnaturalne) było z jednej strony zwyczajne i banalne a z drugiej - wszechogarniające i omnipotentne. Nawet jeśli gdzieś tam dalej w treści tej cegły sytuacja uległa zmianie, nie dotarłem do tego momentu. Nie mogłem tego zdzierżyć, co się działo, więc przerwałem lekturę i po dziś dzień jej nie wznowiłem. :P Niby to plus dla Kinga, że napisał coś, z czym tak bardzo się utożsamiłem, że nie zniosłem tego, co się tam działo, z drugiej strony - lubię horrory, także psychologiczne, ale masochistą nie jestem. :P
      Lubię filmowe gore dlatego, że ma potencjał transgresywny. Uświadamia widzom bardzo wyraźnie i dobitnie, że w gruncie rzeczy jesteśmy kupą mięcha. Gore to - przynajmniej dla mnie - jeden z najbardziej radykalnych sposobów na przełamanie obecnych w naszej kulturze tabu związanych z cielesnością człowieka, jego seksualnością i - nazwijmy to - sferą wydalania. :P Z każdym kolejnym seansem kolejne uwarunkowania kulturowe, społeczne, historyczne, także psychologiczne - zaczynają się chwiać na oglądającym, aż w pewnym momencie mogą spaść zupełnie. Wychodzę z założenia, że wolni jesteśmy wtedy, gdy możemy wyjść poza wszystko, co nas ustanawia, poza wszystkie wpływy z zewnątrz, spojrzeć w głąb siebie, w tę twórczą pustkę sięgającą gdzieś tam, hen i poczuć na spoconej twarzy powiew Nieznanego. Gdy rozumiemy, co jest nasze, a co przyjęliśmy mniej lub bardziej bezrefleksyjnie, w co nas wmuszono, co nam wmówiono od najmłodszych lat socjalizacji.
      Gore może też służyć to uwypuklenia pewnych wątków społecznych, może posłużyć za rodzaj estetyki dla kina zaangażowanego - jak się stało w tak brutalnym, że aż groteskowym, świadomie i z premedytacją przerysowanym "Tokyo Gore Police", w "Nekromantiku", gdzie gore użyto w ilościach śladowych, by kop w mózg widza był bardziej bolesny, w "Begotten", gdzie czasem nic nie widać, co w ogóle się tam dzieje, w niektórych filmach wojennych i sensacyjnych, pokazujących śmierć w sposób naturalistyczny i obdarty z wszelkiego patosu i złudzeń, itd, itp, etc.
      A może w każdym z nas drzemie psychopata, taki jak w zwykłym gościu z sąsiedztwa, jak np. w "August Underground", który czasem zamiast zwabić do piwnicy jakąś laskę i hmm i robić z nią różne rzeczy, poświęci chwilę czasu na oglądnięcie czegoś takiego, będzie to takie katharsis dla niego, rozładowanie frustracji, negatywnych emocji, itd. Kto tam wie. ;)
      Więc może być bardzo niejednoznaczne, dlatego lubię i gore jako gatunek, i gore jako estetykę. ;) chociaż to już by była przesada, gdybym doszukiwał się drugiego dna w obrazach typu, bo ja wiem, "Violent Shit". ;)

      Usuń
    7. Oo, albo w twórczości Lucifera Valentine - jeśli tam jest jakieś drugie dno, to jest to zaprawdę dno człowieczeństwa jako takiego. Takiego zamachu na wszystkie normy jak np. w "ReGOREgitated Sacrifice" nie spotyka się często.

      Usuń
    8. A poczciwe ghost-story też są ok, ale to już, jak dla mnie, inny punkt odniesienia, inna przestrzeń. Bardziej subiektywna. Tak jak z opowieściami o ewokowaniu demonów, paktach z diabłem i opętaniach. Jak dla mnie, są bardziej niepokojące pod względem egzystencjalnym od gore, body horroru, itp i jednocześnie mniej straszne. :P

      Usuń
  5. Choć mój stosunek do świętości wszelkich jest Ci znany to jednak rozumiem zdanie kolegi Anonimowego. Nie przepadam po prostu za tym całym obrzydlistwem dla obrzydlistwa. W sumie gardzę całą "sztuką dla sztuki". Ale Anonimowy operujący pojęciem "bawy" XD coś pięknego XD

    OdpowiedzUsuń
  6. z transgresji tylko transgresja czoła lodowca XD

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.