niedziela, 1 grudnia 2013

Leszek Miller, Robert Krasowski "Anatomia siły"

Czyli wywiad-rzeka - Robert Krasowski rozmawia z Leszkiem Millerem.
Dowiedzieć się z tego można wielu szalenie interesujących rzeczy.
Niezależnie od osobistych sympatii przyznać trzeba, że były premier jest człowiekiem diablo inteligentnym. Opowiada ciekawie i ze swadą.
Z jednej strony potrafi przyznać, że czasem zdarzyło mu się nie mieć racji (gdy startował do sejmu z listy Samoobrony), lub przyznać wprost, że zmienił poglądy (kiedyś był za podatkiem liniowym, teraz opowiada się za progresywnym i wysoką stawką dla najbogatszych - wynikało to z uznania manifestu Blaira i Schroedera, w którym socjaldemokracja ostatecznie zlała się w jedno z mdłym etatyzmem; w ogromnym uogólnieniu - uznano, że dochód z gospodarki wolnorynkowej powinien iść na socjal i programy pomocowe, więc jeśli jakiś rodzaj podatku - np. liniowy mógłby się przyczynić do zwiększenia dochodów państwa, które można by przeznaczyć do redystrybucji, to można by go wprowadzić; w mojej subiektywnej opinii - kolejny krok socjaldemokracji donikąd, pierwszy tak wielki od czasu konwencji w Bad Godesberg).
Albo czytając byłem już zmęczony, albo mi to umknęło, albo nic o tym nie było - ale zapewne utworzenie przez naszego bohatera Polskiej Lewicy też było błędem. Ciekawe, czy był to rodzaj szantażu wymierzony w SLD czy chęć "przezimowania" chwilowych gorszych politycznie czasów.
Zdecydowanie zbyt łatwo też naszemu bohaterowi przychodzi zmierzyć się z rozlicznymi aferami, które pojawiały się w czasie jego rządów. Wszystko po nim spływa, wszystko sprowadza do ataków personalnych, konfliktów interesów środowisk, którym zawadzał (w tym nieraz i wywodzących się z tej samej tradycji politycznej co on sam) lub bagatelizuje.
Fakt faktem, okres rządów Millera jest oceniany zbyt surowo, zwłaszcza przez prawicę. Postarał się przeprowadzić proces akcesyjny do UE najlepiej jak potrafił. Zaś wiele lat wcześniej zorganizował otwarte spotkanie w świetlicy KC na które przyszyli także członkowie nielegalnego NZSu. Było to całkiem miłe z jego strony.
Zapytany o pro-amerykański kurs swojej polityki odparł, że ZSRR się zawalił a Rosja ma wystarczająco dużo swoich problemów, by się na niej opierać. Sam próbował lawirować między sąsiadami i wielkim bratem zza oceanu, który czasem się czepiał o różne pierdołowate w sumie rzeczy (np. o sprawę Kuklińskiego - to się działo przed wejściem do NATO).
Bardzo ciekawy obraz się wyłania za to odnośnie SLD jako takiego i podejścia byłego premiera. Partia ta jest w sumie partią zachowawczą. PRLowski resentyment ciągnie się za tym środowiskiem, wzorce się reprodukują dalej, wzorce takiego swoistego patriotyzmu państwowego. Wyobraź sobie, drogi czytelniku, Leszek Miller czepia się np. takiego Macierewicza, że ten był guevarystą; w schyłkowym PZPR takich ludzi nie było już od dawna. Zresztą, jeszcze w tym roku w wewnętrznym piśmie członków i sympatyków SLD - "Socjaldemokraci" obok artykułów o tym, że jesteśmy europejską, nowoczesną socjaldemokracją i jesteśmy fajni, był też artykuł broniący akcji "Wisła" (fakt faktem, z terroryzmem band ukraińskich trzeba było coś zrobić, ale to co zrobiono to strzelanie z kałacha do komara).
Z drugiej strony nie ma się co dziwić, że środowisko SLD szuka swojej tożsamości w PRLu. Ocena historyczna państwowości polskiej z lat '45 - '89 jest zaburzona. Ba, spora część społeczeństwa zdaje się wręcz negować zupełnie te czasy, uwypuklając wszystkie oczywiste absurdy i rzeczy złe, ale fakt faktem - lepszy PRL od reakcyjnych postulatów band "żołnierzy wyklętych" destabilizujących sytuację w pierwszych latach po wojnie i marzących o generale Andersie spadającym na Polskę na białym koniu i kilku megatonach lub od urojeń rozbitków historii dryfujących w Londynie i okolicach.
Wreszcie Miller zauważa rzecz oczywistą - porozumienia okrągłostołowe nie były teatrem jednego aktora - Solidarności. Strona rządowa, której też zależało na konsensusie społecznym, też się tam znalazła. Bez jej woli Solidarność mogłaby co najwyżej rozmawiać z głosami w głowie Wałęsy.
A już Lew Trocki pisał o tym, że stalinizm (i post-stalinizm, rozwińmy) utoruje drogę powrotowi do gospodarki kapitalistycznej. Bowiem gdy kuriozalny system nakazowo-rozdzielczy toczony wrzodami przerośniętej biurokracji w końcu się rozpadnie, to kto będzie w pierwszej kolejności "predestynowany" do kontroli środków produkcji? Ano właśnie biurokracja, która i tak tym wszystkim wcześniej zarządzała, tyle, że jako własnością państwa. Jak się śni o wyidealizowanym wolnym rynku, to trzeba się potem obudzić i nie obrażać się na rzeczywistość, że nie zgadza się z przyjętymi a priori założeniami.
Miller zauważa też, że marketing polityczny wszedł do polityki niedawno. On sam jeszcze przyzwyczajony był do innego sposobu sprawowania władzy, znacznie mniej rozmemłanego, znacznie bardziej na serio.
A jakie fantastyczne spostrzeżenia ma były premier o post-solidarnościowej prawicy. I jak bardzo są one trafne. Podsumowałbym je tak, że gdzie kilkoro się kłóci, tam korzystają inni, oraz że dla prawicy większym wrogiem jest inna prawica, niż lewica.
Generalnie bardzo interesująca książka, jeśli kogoś to interesuje.

3 komentarze:

  1. To ciekawa "trylogia", funkcjonująca chyba razem z wywiadami Rokitą i Dorną. Przeczytałem podsumowanie całości, daje niezły wgląd w niedawne lata. Przy pamięci, że każdy gada jak chce i co chce. Tak czy siak, czytałbym, ale mam inne priorytety ;-;
    "Postarał się przeprowadzić proces akcesyjny do UE najlepiej jak potrafił" Jak wszystko inne ;) Jak każdy inny premier ;)
    "Fakt faktem, okres rządów Millera jest oceniany zbyt surowo, zwłaszcza przez prawicę"
    Nie jestem typowym prawakiem, ale ja tam jakoś strasznie nie oceniam. Znacznie lepiej niż za straszliwego AWS, choć główna wada SLD jest taka, że choć werbalnie powaliło AWS, to wcale nie wycofało się z jego przekleń...reform. Jak każdy rząd, malowane lewactwo-prawactwo, a i tak żaden nie cofa popsuć poprzedniego. Tak było i wtedy. Plus dla Łybackiej, że zablokowała nowe matury na trzy lata, ale nas na nieszczęście i tak to nie dotyczyło. Plus za brak szaleństw obyczajowych (cóż, dopiero się kumulowały). Dzisiejsza partia więcej przeżywa in vitro niż ówczesne SLD. Oczywiście, napór kulturowy inny.
    " Jak się śni o wyidealizowanym wolnym rynku, to trzeba się potem obudzić i nie obrażać się na rzeczywistość, że nie zgadza się z przyjętymi a priori założeniami."
    Ano, tylko to samo można powiedzieć o wyidealizowanym komunizmie. I każdej innej wyidealizowanej idei. Z tym, że na uwłaszczeniu partyjniaków skorzystali i niektórzy niepartyjni (inni stracili, rzecz jasna). Co nie zaczęło się wcale w 1989, data gospodarcza nie jest polityczną. Ale nawet jak przyjąć powrót do kapitalizmu - był to już jednak kapitalizm inny niż w 1939 r. (o ile uznamy toto za kapitalizm, ale wiem, z trockistą to trochę jak z libertarianinem a rebours, wszystko co nie jest trockizmem to kapitalizm XD), tym bardziej inny niż w XIX wieku.

    Iksder

    OdpowiedzUsuń
  2. http://bi.gazeta.pl/im/6e/6e/e5/z15036014Q.jpg XD

    OdpowiedzUsuń
  3. "Znacznie lepiej niż za straszliwego AWS, choć główna wada SLD jest taka, że choć werbalnie powaliło AWS, to wcale nie wycofało się z jego przekleń...reform. Jak każdy rząd, malowane lewactwo-prawactwo, a i tak żaden nie cofa popsuć poprzedniego. "

    Bo to nie jest takie proste. A SLD było rozdarte poniekąd od początku, co sam Miller przedstawia, gdy opisuje reakcje na plan Balcerowicza - głosowali "za" bo sami przykładali rękę do zmian rynkowych w Polsce; ale nie byli jakoś szczególnie zachwyceni.
    Raczej wręcz kolejne rządy najbardziej ryzykowne posunięcia specjalnie zostawiają na koniec kadencji, by kolejny rząd musiał sobie z nimi radzić. Poza tym to po prostu nie jest łatwe, rozpieprzać coś, co dopiero zaczęto wprowadzać. Mamy za dużo reform i za mało czasu.

    "Ano, tylko to samo można powiedzieć o wyidealizowanym komunizmie. I każdej innej wyidealizowanej idei. Z tym, że na uwłaszczeniu partyjniaków skorzystali i niektórzy niepartyjni (inni stracili, rzecz jasna). Co nie zaczęło się wcale w 1989, data gospodarcza nie jest polityczną. Ale nawet jak przyjąć powrót do kapitalizmu - był to już jednak kapitalizm inny niż w 1939 r. (o ile uznamy toto za kapitalizm, ale wiem, z trockistą to trochę jak z libertarianinem a rebours, wszystko co nie jest trockizmem to kapitalizm XD), tym bardziej inny niż w XIX wieku."

    Kurde, przecież to oczywiste, że kapitalizm ewoluuje. Ale przy tym nadal jest kapitalizmem. Nawet przy redystrybucji dochodów 666% przy zachowaniu prywatnej własności środków produkcji to nadal będzie kapitalizm, chociaż bardzo odległy od wyidealizowanych wyobrażeń rozmaitych wolnorynkowców.
    I akurat tutaj to nie trockizm - chociaż Trockiego szanuję, inteligentny koleś, sporo rzeczy przewidział, a przy tym trochę taki typ intelektualisty, którego rzeczywistość przerosła.
    Co do tego "a rebours ..." to nie myl trockizmu z post-trockizmem i neotrockizmem. Wiem, to brzmi niepoważnie, ale wygląda to bardzo rozmaicie.
    Poza tym moja akceptacja dla PRLu to głównie (oprócz oportunizmu i delikatnego determinizmu)... Junger. "The anarch sticks to facts, not ideas" ;-)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.