piątek, 28 października 2011

Drew Karpyshyn "Wrota Baldura II - Tron Bhaala"

Książki na bazie gier komputerowych zazwyczaj nie nadają się do niczego (jak np. "Wrota Baldura II" jakiegoś pisarzyny którego nazwiska nawet nie pamiętam). Ot, wydawca gry zatrudnia jakiś czwartoligowych pisarzy, a i tak liczy na to, że fani gry zachęceni samym faktem, że to na bazie gry, pójdą tłumnie do księgarni i kupią te wypociny.
Równie nieprzyjemne wrażenia estetyczne dostarczają książki osadzone w jakimś growym i/lub rpg-owym uniwersum, żerujące po prostu na uczuciach przywiązania do marki. Owszem, są wyjątki od reguły (całkiem sporo książek z uniwersum Star Wars trzyma poziom, a zwłaszcza te Timothy'ego Zahna, podobnie niektóre ze Starcrafta, Warcrafta i Warhammera), jednak generalnie są to czytadła, które niczego sobą nie reprezentują (tony crapu z Forgotten Relams wydawanego przez ISĘ, opowiadania Star Warsowe pisane przez fanów, itd.).
Jeśli jakiś autor daje się uczynić tylko de facto pisarzem odtwórczym, growym lub w ramach jakiejś marki, to trzeba się o niego zazwyczaj martwić.
Jednak o Drewa nie ma się po co martwić. Owszem, to autor piszący głównie na bazie gier (Mass Effect, Baldur) i w ramach uniwersum Star Wars (Darth Bane, kilka części), ale jeśli inne jego książki trzymają poziom tej omawianej tutaj teraz, to mogę je spokojnie polecić.
Warto przytoczyć, co sam autor miał do powiedzenia na temat tej książki: This was the second novel I wrote, though it was published at the same time as Temple Hill in September of 2001. Unfortunately this novel never really clicked with fans. It was the third novel in a trilogy, but the first two books were written by a different author. That meant I was somewhat limited in what I could do with the characters because I had to stay consistent with what had come before. However, neither of the first two books really connected with fans, either. Throne of Bhaal is an entertaining story, but it just wasn’t what fans expected.
I believe the problem with the whole Baldur’s Gate trilogy was that the novels were based directly on the story of the BioWare computer games (which I also worked on). Basing novels directly on BioWare games is difficult. The games allow players to create their own main character, but in the book we have to select a character for you. Players could be male, female, elf, dwarf, wizards, thieves – but in the book they were locked into a male human fighter. Obviously this makes it hard for them to identify with the main character. In the game up to a dozen different side characters could join with the player and share their adventures. In the book we had to select 3-4 side characters at most, and inevitably we left out characters players liked. One more problem – the game was 30 hours long and had over 500,000 words of dialog. Condensing all that into an 80,000 word novel is bound to leave players feeling let down.
As if all that wasn’t bad enough the book had four different editors as Wizards of the Coast was going through a shake-up at the time, and I’m sad to say that is reflected in the quality of the novel. As a writer you’re too close to your own work to effectively edit it. You need a good editor to push your work to the final level of quality, and that didn’t happen with Throne of Bhaal.
I still don’t think it’s a bad book: it does give a deeper look at all the various villains players will encounter in the Throne of Bhaal game. But the novel never become what I had hoped it would.

Nie sposób się nie zgodzić, jednak autor na tyle twórczo podszedł do tematu, że nie ma mowy o odtwarzaniu bezmyślnym tego, co wyświetla monitor. Autor wiele rzeczy pozmieniał, rozwinął, nadał głębię wielu postaciom, i nie uczynił z głównego bohatera maszyny do zabijania. Chwała mu za to, że potrafił stanąć na wysokości zadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.