piątek, 28 października 2011

Gabriel Mesta "Starcraft #2 - W cieniu Xel'Nagi"

Właściwie to wystarczyłoby napisać, że Gabriel Mesta to pseudonim typa (Kevina J. Andersona), który odpowiada za takie abominacje jak trzy zbiory opowiadań z uniwersum Star Wars (Opowieści z kantyny Mos Eisley, Opowieści łowców głów, Opowieści z pałacu Jabby), i wystarczyłoby to za recenzję. Nie ma co jednak przesadzać z minimalizmem, więc napiszę więcej - ta książka jest o niebo lepsza od wzmiankowanych antologii, którym Mesta/Anderson patronował, ale i tak to kicha czytadłowata.
Fabuła jest dosyć prosta - w całym zamieszaniu (wydarzenia ze Starcrafta 1) daleko hen w kosmosie jest sobie jakaś kolonia ludzi, zapomniana przez wszystkich. Pewnego dnia pojawia się tam coś dziwnego, i zaczyna się srogi rozpieprz, bo na planetę przybywają ludzie, Protossi i Zergowie. Mamy kilka elementów ciekawych (zergowa Queen wprowadza do puli genowej to, co zostało po psie, twórcze użycie wieżyczki przeciwko celom lądowym), kilka nieciekawych (generał Duke przedstawiony jako buc i idiota, dziwaczne nazwy własne - ale to może też to być wina tłumaczki) i kilka bardzo nieciekawych (fabuła jako całość, a zwłaszcza naiwne zakończenie). Die-hard fanom się to spodoba zapewne, reszta może sobie darować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.