piątek, 28 października 2011

Lino Aldani "Księżyc dwudziestu rąk"

Za komuny to jednak wydawali książki. Tzn. było ich mało, zazwyczaj były to dzieła autorów z demoludów lub ogólnie pojęta klasyka, ale ileż one często stały na dużo wyższym poziomie niż całe tony współczesnego crapu, zalewającego sklepowe półki.
Ta książka jest przykładem na to, jednym z wielu przykładów. Jest to zbiór opowiadań, utrzymanych w konwencji s-f, poruszających najróżniejsze tematy i kwestie, często stawiające ważne pytania.
I tak, opowiadanie tytułowe to historia eksperymentalnego statku kosmicznego, który zostaje wysłany w odległy kosmos by przywieźć lekarstwa dla pogrążonej w epidemii Ziemi. Niestety, statek musi mieć odpowiednią wagę, aby ponownie wystartować. Gdy nie ma już niepotrzebnych rzeczy do usunięcia, kapitan wpada na makabryczny lecz konieczny do zrealizowania pomysł...
Inne opowiadania dotyczą kwestii człowieczeństwa - aktorka filmów interaktywnych, w których widz wciela się w graną przez aktorów postać (filmy porno w tej konwencji są bardzo popularne) przechodzi kryzys twórczy. Opowiadanie matrixowe w swoim wydźwięku, ale - o dziwo - na końcu jednak aktorka traci wątpliwości. Inne to historia kobiety kochającej robota, do którego jej zmarły mąż przekazał jakoś swoje wspomnienia i osobowość. Opowieść całkiem wzruszająca i kończąca się źle.
Prawdziwie wspaniałe było jednak moim zdaniem opowiadanie o wolności za cenę śmierci - w świecie, gdzie lekarze to coś pomiędzy tajną policją, służbami specjalnymi i sektą, każdy ubezpieczony im podlega. Budzi to coraz większy sprzeciw niektórych, w tym głównego bohatera, który rezygnuje z ubezpieczenia, pozbawiając się tym samym jakiejkolwiek opieki medycznej na przyszłość...
Dobra książka, interesujące opowiadania, warto zaglądnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.