piątek, 28 października 2011

Roger Zelazny "Dilvish Przeklęty"

Historie o zemście zawsze są nośne i miłe do czytania. O wiele bardziej wolę czytać historie nie mających niczego do stracenia świrów i socjopatów, mszczących się okrutnie na swoich prześladowcach, aż do samozniszczenia i zatracenia się w zadawaniu cierpienia i zniszczeń w porównaniu do opowieści iście masochistycznych, gdzie skala niesprawiedliwości i bezradności wobec zła dotykającego bohaterów aż boli i denerwuje.
Ta książka Mistrza Zelaznego należy do opowieści o zemście zza grobu. Tyle, że w sumie tutaj nikt nie umarł. Jeśli dobrze pamiętam (gdyż nie czytałem tej książki niedawno) bohater został wraz z koniem zamieniony w pomnik, a duchem poszedł do piekła. Skąd wrócił, ożył, i wraz z gadającym koniem wyruszył szukać pomsty na potężnym czarnoksiężniku, który wysłał go w zaświaty.
Mroczna, duszna i niezła książka, mająca jedną wadę - jest dosyć "urwana", przez co nie wiadomo, jak ta historia się skończyła. Chyba, że to znów jakiś cykl ciągnący się na pińcet tomów, a ja o tym nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.