O, znów coś humorystycznego.
Wyobraźcie sobie Hollywood lat ~ '40 - '60 - te wszystkie tamte gwiazdy, możliwości techniczne, specyficzny splendor, menedżerów i krwiopijczych właścicieli, palących non-stop wielkie, drogie i smrodliwe cygara. Już?A teraz dodajcie do tego trochę więcej high-tech (lecz zapomnijcie o np. 3D czy filmach robionych czysto wirtualnie, jak Avatar czy Final Fantasy - autor pisał to w latach '40 XX wieku, wszystkiego nie potrafił przewidzieć) i umieśćcie Hollywood pod sztucznymi kopułami na Księżycu. Dodajcie do tego poczucie humoru autora, lekkość jego pióra i śmiałość pomysłów.
Książka zawiera kilka opowiadań o nieco fajtłapowatym, ale pomysłowym, znającym się na rzeczy i dobrodusznym reżyserze, zakochanym w początkującej aktorce, którzy mają ogrom przygód w całym układzie słonecznym przez ich krwiopijczego szefa, właściciela wytwórni, i jego szalone pomysły i zachcianki. Przyjdzie im stanąć oko w oko z dziką, marsjańską przyrodą (brawa za TAKĄ kreację złego obcego!), fauną z Neptuna, klonowaną w podziemiach Księżyca, z fauną pewnej asteroidy (brawa za koncepcję Skoczka), i w ogóle. Fajne, przyjemne, lekkie. Kiczowate i tandetne. Jeśli humorystyczne opowiadania Huttnera miałbym do czegoś porównać, to chyba tylko do Pilipiuka, ale to całkiem odległe porównanie jednak, chociaż poziom grafomanii czasem ten sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.