Gigantyczna cegła w twardej oprawie. Wstęp Martina, znanego na chwilę obecną z "Gry o tron" ("Tuf Wędrowiec" był o niebo lepszy), krótkie wyjaśnienie, czym urban fantasy, bo jest to właśnie antologia urban fantasy, tak właściwie jest. Wychodzi na to, że może być czymkolwiek, co jest związane albo z klasyczną weird fiction czy lovecraftowskim horrorem z jednej strony i kryminałem noir z drugiej strony.
Hmm, gatunek cholernie mocno się zmienił od czasów "Wojny o Dąb", przegapiłem to. Ale właśnie uzupełniłem wiedzę. To już nie są poczciwe historie o Elfach grających w niszowych kapelach folk rockowych gdzieś na przedmieściach amerykańskich metropolii. Jak na mój gust, było w tym zdecydowanie za mało klasycznego noir, więc trochę się zawiodłem. Te opowiadania nie były jakieś szczególnie porywające, oprócz kilku, a jest ich szesnaście. Mamy więc trochę detektywów rozwiązujących zagadki kryminalne nie z tego świata lub szukających artefaktów, mamy wilkołaka-geja chroniącego swojego partnera, człowieka, prawnika, mamy czarnoskórego bluesmana, który zadarł z siłami ciemności, mamy opowieści osadzone w antycznym Rzymie i Babilonie w czasach rzymskich, mamy rasę żyjącą obok ludzi i zmagającą się z nietolerancją, mamy bunt niewolników na Jamajce i - rzecz jasna - zombie, itd, itp, etc.
Ogólnie przerost formy nad treścią. Mam nadzieję, że w ramach urban fantasy II fali (czy jak by to nazwać) są lepsze rzeczy od tego, co zostało tu zaprezentowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.