I znów książka, którą dorwałem za dużo mniej, niż napisał wydawca na okładce z tyłu.
Dygresja na marginesie - jakim cudem "Retribution Falls" przetłumaczono na "Przebudzonych" - jeden kozioł raczy wiedzieć. Koniec dygresji.
Bardzo poczciwe science fantasy, "aeriumpunk", że tak to ujmę. Rzecz się dzieje na nieokreślonej planecie (nie w galaktyce, jak napisał wydawca na tylnej okładce), przypominającej nieco Ziemię. Najważniejszym surowcem jest lżejsze od powietrza aerium, które jest wykorzystywane w budowie najróżniejszych statków powietrznych, w tym gigantycznych okrętów wojennych. Znane są silniki odrzutowe na aerium, statki są z metalu. W miastach pojawia się elektryczność. Broń palna jest używana na równi z białą. Mamy wreszcie magów (demonistów) którzy przypominają nieco pod względem umiejętności naszych ziemskich okultystów (chociaż demony w naszym świecie są bardzo różne od tych z książki Woolinga). Istnieje społeczeństwo stanowe, mamy odpowiedniki paladynów, straży królewskiej i w ogóle.
Nie jest nigdzie wprost powiedziane, czemu transport powietrzny (a wraz z nim piractwo, przemyt, itd.) cieszy się taką popularnością. Powierzchnia planety nie jest spustoszona, w każdym razie nic na ten temat autor nie pisze. Toczyły się dwie wojny o aerium pomiędzy głównymi mocarstwami. Wtedy ciut świata przedstawionego zostało spustoszonego, ale tylko trochę.
Myślałem początkowo, że wizja świata będzie przypominać steampunk, wiecie, te wszystkie dziwaczne sterowce. Ale nie, to jednak coś innego. Bardziej jak uniwersum starej gry komputerowej "Crimson Skies", tylko w innym świecie i z inną technologią. Albo trochę jak podobne uniwersum jakiejś innej gry, w której Ziemia rozpadła się na wirujące w przestrzeni, latające wyspy. Tyle, że tutaj katastrofy żadnej nie było.
Oprócz śmiałej i mimo wszystko w miarę oryginalnej wizji świata, plusem książki są bohaterowie - jeśli któryś z nich przedstawiony został jako idiota, to jest idiotą. Jeśli kapitan statku, budzący odległe skojarzenia z Hanem Solo (ma nawet swojego Chewbaccę, zbiegłego niewolnika) wychowywał się w sierocińcu i nie miał okazji zdobyć wiedzy naukowej o otaczającym go świecie, to tej wiedzy mieć nagle cudem nie będzie. Pozostałe postacie są może nieco sztampowe (przypadkowa zbieranina wyrzutków i uciekinierów, praktycznie każdy z mroczną tajemnicą w przeszłości i/lub czymś do odpokutowania/przezwyciężenia, którzy stają się zgraną załogą połączoną więzami przyjaźni dopiero pod koniec książki) ale ich historie i rozterki, wplecione w fabułę, są całkiem zajmujące, nawet jeśli bywają prozaiczne (a może to dobrze).
W gruncie rzeczy jest to powieść przygodowa czy też awanturnicza, na modłę opowieści o piratach. Zarys fabuły jest prosty całkiem - ot, przypadkowe zlecenie kradzieży zmienia się w ludobójstwo, tzn. ktoś głównych bohaterów wrobił. Potem okazuje się, że przypadkowo zabito wtedy następcę tronu, Arcyksiążę nie odpuści, ale nie wie o spisku na jego życie. W tle są grupy podniebnych piratów i korsarzy, cierpiąca na przerost ambicji arystokracja, agencja detektywistyczna, silnie rozwijająca się religia Przebudzonych i legendarne miasto Retribution Falls, coś w rodzaju Tortugi (czy innej pirackiej Tymczasowej Strefy Autonomicznej, jakby Hakim Bey powiedział) - miasta piratów, gdzie nie sięga władza Arcyksięcia. Akcja jest wartka i bardzo dużo się dzieje.
Generalnie polecam. Nic ambitnego, ale bardzo dobre czytadło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.